niedziela, 29 września 2013

Raczkowanie, a miłość Julki

Mój synek, chociaż nadal bobas, powoli zaczyna już korzystać z przywilejów jakie mają większe dzieci. Ostatnio pierwszy raz bawił się na placu zabaw i miał z tego ogromną frajdę. Nadal nie chodzi, ba nawet nie raczkuje i świetnie zaadoptował sobie ręce rodziców jako środek lokomocji. Może jednak pohuśtać się już na huśtawce czy pozjeżdżać na zjeżdżalni razem z siostrą. Wydaje mi się, że Maksymilian "nie przejdzie" swojego roczku, to lenistwo w poruszaniu się to jak na razie jedna z niewielu cech, które łączą go z Julią. Niestety jestem również świadoma, że ta niechęć do raczkowania i leżenia na brzuszku jest po części moją winą, gdyż zbyt rzadko układałam go na brzuszku i przyzwyczajałam do tej pozycji. Mam jednak małe usprawiedliwienie i koziołka ofiarnego w osobie Julki, która wpadała w histerię przy każdej próbie przyuczania M.do raczkowania. Uwierzcie mi nie widzieliście takiego smutku i rozżalenia tylko dlatego, że jej malutki braciszek wbrew jego woli został położony na brzuchu. My natomiast, aby zakończyć ten zbiorowy atak płaczu i dla świętego spokoju, odkładaliśmy naukę na następny dzień, kiedy to sytuacja dokładnie się powtarzała. Winą, za późne raczkowanie lub jak na razie całkowity jego brak możemy więc obciążyć wrażliwe usposobienie Julii i jej wielką miłość do brata.
Muszę jeszcze uspokoić wszystkie kochające babcie, ciocie i wujków, buciki dla Maksa postaram się kupić w najbliższych dniach. Jakoś ta część garderoby wydała mi się zbędna do tej pory, latem najlepiej jednak wyglądają bose, pulchniutkie stópki. Za bardzo ostatnio skupiłam się na poszukiwaniu butów dla Julki i zapomniałam o moim małym chłopczyku... no bo po co komu buty jeśli nie chodzi ;)))
Maksiu, oczywiście niewystylizowany; wygodnie i dresowo : booso, zara, gap, cool club




























środa, 25 września 2013

Granat i gwiazki ...

Dziś dwie odsłony jednej sukienki Next. 
Zostałyśmy zaproszone na przyjęcie urodzinowe Siyi , które odbyło się w zeszłym tygodniu w centrum rekreacji i sportu w Uxbridge. Julia bawiła sie bardzo dobrze skacząc i ślizgając się na wielkich, dmuchanych zjeżdżalniach. Mama, jak to mama plotkowała i omawiała najważniejsze newsy minionych tygodni z dawno niewidzianymi mamami. Potem był skromny i niestety niezbyt dobry poczęstunek. Oczywiście jestem świadoma, że miejsca takie jak te są nastawione przede wszystkim na aktywną rozrywkę i zabawę. Nie serwują wyszukanych dań a la Gordon Ramsay, ale jeśli już w swojej ofercie posiadają organizację urodzin to pizza i frytki powinny być przynajmniej świeże i serwowane ciepłe. Na szczęście szybko zapomniałam o niedoskonałych frytkach, gdyż na salę wkroczył piękny, śmietanowo-owocowy tort. Urodzinki obchodziła hinduska dziewczynka i tort zamówiony był z ich rodzimej cukierni, smakował jednak zupełnie jak nasz pyszny, polski wypiek :) Spędziłyśmy super niedzielę w dużym gronie fajnych ludzi z ciekawymi atrakcjami, przepysznym tortem i oczywiście w towarzystwie małej solenizantki Siyi.
Zdjęcia z torebką zrobiłam kilka dni później, chwilę przed wyjściem na wspólny spacer. 
W obu przypadkach sukienka sprawdziła się bardzo dobrze. Po pierwsze lubimy ją bo to wybór tatusia, po drugie gwiazdki i granat są teraz na czasie, więc ogólny rozrachunek wyszedł na plus lub raczej na gwiazdkę ;)























 



Julia ubrana :
Sukienka - Next
Kurteczka- Next
Rajtuzy / Podkolanka - M&S
Buty - Clarks 
Szalik - Cool Club 
Torebka / Opaska - Zara



   

piątek, 20 września 2013

Shopping with my adorable kids

Podziwiam mamy, które lubią robić zakupy z dzieckiem. Oczywiście nie biorę pod uwagę wspólnych zakupów razem z tatą, bo takie robimy często i mamy swoje sposoby, aby minęły szybko i przyjemnie. Tak już u nas się przyjęło, chyba od kiedy dzieciaki się pojawiły, że duże, tygodniowe sprawunki robi tata i chwała mu za to. Niestety mimo skrupulatnej listy i planów obiadowych na każdy dzień, zawsze czegoś braknie i wtedy wyruszamy my, czyli mama, Julia i Maksymilian.
Tak było i wczoraj, zaczęło się standardowo od siku zaraz po przyjeździe na parking. Potem tysiąc pytań Julki - gdzie idziemy, po co, na co i dlaczego tak dużo ;) Maks, o dziwo nie zasnął w samochodzie, więc byłam przekonana, że szybko uśnie w wózku. Niestety było oczywiście odwrotnie, mały płakał, marudził i zasnąć nie mógł. Julia, natomiast nie odpuszczała i musiała prowadzić wózek taranując nadchodzących ludzi. Po godzinie jeżdżenia wymęczony Maks zasypia, a moją córcię zaczynają już boleć nóżki i bardzo intensywnie nalega na odpoczynek, kawę (czytaj gorącą czekoladę) i lody. Pomijając,że z zaplanowanych wcześniej rzeczy załatwiłam może połowę, muszę ustąpić, kupić czekoladę, lody i usiąść po "ciężkim i długim" spacerze. Potem niestety musieliśmy wracać do domu, bo to i pora karmienia i obowiązki domowe same się nie zrobią. Tak właśnie wczoraj wyglądał shopping w naszym wydaniu ;) chociaż nie zawsze jest tak pod górę, zdarzają też się bezstresowe, fajne zakupy. Niestety bywa też i trudniej, kiedy w momencie musisz znaleźć miejsce, aby przewinąć dziecko, a na horyzoncie nie widać nawet pół przewijaka :( ale to już temat na osobny wpis. 
























Julia ubrana :
Bluza - Gap
Bluzka - Kids on the Moon
Spodnie - Kids on the Moon
Trampki - Converse
Komin - Kloo by Booso