poniedziałek, 28 października 2013

Ostre cięcie...

Każda mała dziewczynka chce mieć długie włosy to chyba jest oczywisty fakt, jednak nie każda dziewczynka długie włosy musi mieć. Moja córcia niestety nie odziedziczyła gęstych włosów po swoim tatusiu, a jej niesforne i cienkie włoski często były powodem buntu na pokładzie. Julcia najchętniej swoją szczotkę zakopałaby głęboko w ogródku, a codzienne rozczesywanie czy próba zrobienia małego kucyka to niekończąca się walka, krzyki i gonitwa szczotki za Julką ;) 
I tak oto nasza kolejna próba zapuszczenia włosów zakończyła się porażką i moja dziewczynka wylądowała na fryzjerskim fotelu. Mam jednak nadzieję, że kiedyś wzmocnią się jej się na tyle, abyśmy mogły czesać dobierane warkocze. 
Z drugiej strony zawsze lubiłam Julkę w takiej króciutkiej, słodkiej fryzurce :)
Jeszcze kilka słów o dzisiejszej stylizacji, mamy tutaj dwóch głównych bohaterów, sweter Gap i sukienka Gray Label. 
Dokładnie takiego swetra poszukiwałam od kilku tygodni, jest gruby, z polarową, ciepłą podszewką, dużym kapturem, ma fajną długość i piękny kolor, nasz jesienny must have. 
Cudownie zielonej sukienki Gray Label nie muszę mocno przedstawiać, bo w ostatnim czasie stała się jedną z bardziej lubianych dziecięcych sukienek. Ten dresowy ciuszek ma tak miękki i delikatny materiał, że naprawdę trudno porównać go do innych, podobnych w swojej kategorii. Zakochałam się w jej prostym kroju, świetnemu odszyciu, jest idealna dla szczupłych dziewczynek, które pod koniec dnia naprawdę nie chcą jej ściągnąć. 
Niestety jest jeden bardzo duży mankament, mała rozmiarówka. Julia mając lat 4 nosi największy rozmiar (5-6lat) i jest dla niej na styk, na pewno nie zaszkodziłby rozmiar większy. Mam jednak nadzieje, że apele wszystkich fanów Emily Gray i jej marki o rozszerzenie rozmiarówki przyniosą pożądany skutek i będziemy mogli dłużej cieszyć się ich ubrankami.



Z Amelką :)


Pływający sklep (barka) ze słodyczami














przed ...

i po wizycie u fryzjera :)







Julia ubrana :
Sweter - Gap
Sukienka - Gray Label
Rajtuzy - H&M
Kozaki - Clarks

poniedziałek, 21 października 2013

Być albo nie być ...

Naprawdę rzadko poddaję się sezonowym choróbskom. Niestety kilka dni temu dopadła mnie jakaś jej wstrętna odmiana i pozbawiła całkowicie sił i chęci do życia.
Laptop zdążył się lekko zakurzyć, a aparat rozładować, co można zobaczyć oglądając naszą dzisiejszy sesję uwiecznioną niestety telefonem.
Dzięki całkowitemu odpoczynku od bloga i Facebooka mogłam trochę z dystansem spojrzeć na to nasze blogowanie i wirtualne życie.
Najważniejsze okazało się, że bez Faca można żyć i co równie ciekawe i zaskakujące Facebook "żyje" swoim życiem i  świetnie radzi sobie bez nas.
Nie będę pisać, że zamykamy bloga, rezygnujemy ze zdjęć i stajemy ponad tymi wszystkimi Facbook'owymi znajomościami. Dlaczego rezygnować z czegoś co daje mi mnóstwo radości, satysfakcji i stało się takim małym hobby.
Mój blog to wolny czas, niejednokrotnie znajdywany jedynie późną nocą, który z przyjemnością poświęcam na uwiecznienie jedynych i niepowtarzalnych chwil moich dzieci. Dzięki tym krótkim postom i zdjęciom poznałam wiele wspaniałych blogujących mam, może to tylko wirtualne znajomości, ale ich miłe słowa, komentarze i porady są jak najbardziej prawdziwe i cenne. W ostatnim czasie szczególnie utwierdziłam się w sensowności prowadzenia naszej strony, gdyż tym razem poznałam prawdziwą z krwi i kości osobę, inną blogującą mamę. Bardzo ciepła, otwarta i przesympatyczna osoba, która dzieli się z nami swoją wiedzą i radami, a my staramy się jak najwięcej chłonąć i czerpać z tej skarbnicy wiedzy. Julia ją uwielbia, dzięki cioci trudna nauka i ćwiczenia to sama przyjemność.
Także piszmy blogi jeśli tylko sprawia nam to radość, nic nie daje tyle satysfakcji i frajdy jak tworzenie projektu od początku do końca i dzielenie się nim z innymi.    


















Pierwsze próby z instagramem :)

Julia ubrana :
Kamizelka, Buty - mini Boden
Koszula - Zara
Jeansy - Gap

środa, 9 października 2013

Niedzielne popołudnie z rodzinką i przyjaciółmi :)

Niedzielne popołudnie spędziliśmy w moim ulubionym mieście Windsor ( pisałam już o nim TU ). Pogoda jak na październik była przepiękna, dużo słoneczka i wysokie temperatury. Większość czasu spędziliśmy nad Tamizą oraz w otaczających Windsor parkach i zielonych skwerkach.
Nie wiem czy wiecie, ale Windsor to największy, zamieszkały zamek na świecie, ma aż 800 metrów długości i 19 baszt. Robi naprawę ogromne wrażenie, zarówno jego masywny wygląd z zewnątrz, jak i piękne ( słynny, 40-o pokojowy dom lalek ) i liczne komnaty otwarte dla zwiedzających.
Niestety tym razem ilość turystów skutecznie odstraszyła nas od bliskiego podziwiania zamku, za to dzieci miały radochę bawiąc się w parku i w wesołym miasteczku.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o jeden z pubów. Lubię stare, angielskie puby, mam tutaj na myśli te małe, lokalne miejsca, które posiadają swój niezaprzeczalny klimat. Ich wystrój, kolor, a nawet zapach czy odwiedzający go ludzie są nie do skopiowania.
W 2007 roku wprowadzono w Anglii zakaz palenia w miejscach publicznych, można teraz wpaść z całą rodzinką na lunch lub kolację do pubu i nie trzeba martwić się biernym paleniem. Oczywiście jedzenie serwowane w tego typu lokalach pozostawia wiele do życzenia, ale przyznać się kto z nas nie lubi czasem najeść się tanio i niekoniecznie zdrowo ;) 
Jest jeszcze jedna kwestia, która przemawia na korzyść angielskich pubów. Mimo tego, że serwowany jest tu wysoko procentowy alkohol, nikt nigdy nie wyprosił lub nawet krzywo nie spojrzał na obecność dziecka. Każdy może z maluchem przyjść, zjeść, wypić piwko ( jeśli z dzieciaczkiem, to tylko jedno ) i spędzić miło czas .



Flaga wywieszona na maszcie oznacza obecność królowej na zamku






Motorowe wyścigi z Natalką :)